wtorek, 24 grudnia 2013

Adwentowe notki

5 XII 2013 – Tel Od Mateusza. Zaproszenie mikołajkowe na Conrada do wnuków. Może to odpowiedź ma moje modlitwy w intencji dzieci i wnuków?
Moje szemranie wraca czkawką. Wystarczy czyjaś uwaga, krytyka, podniesiony głos. Już jestem zniszczony. Pytam siebie dlaczego tak się dzieje? Odrzucam złe myśli, modlę się o pomoc. Nieustanna walka.
Najbardziej dotyka to mnie, gdy jestem zmęczony. Choćby jak wczoraj. Msza wieczorem, szybka jazda na liturgię, która była bardzo piękna. Księgi mądrościowe są cudowne, ale ekipa (prowadząca) nieco przegadała z wprowadzeniami (już powód do szemrania), do łóżka trafiłem o 23 (2 godz później niż we wcześniejsze dni). Wstałem w nocy na modlitwę (zmaganie) a potem na jutrznię (kolejną). Na mszy o 9.00 już równo podsypiałem. Nieco uratowało mnie 1 ½ g drzemki. Ale wystarczyła uwaga E. bym stracił ducha. Bo faktycznie zapomniałem o druku afisza.
7 XII 2013 – Szemranie, szemranie, ciągle szemranie. Tym razem Y sobie zażartował ze mnie. Wczoraj, że nie wstałem rano ani na Jutrznię ani na Roraty, a dziś, że nie idę na święcenie biskupów i że to w „kręgach” jest źle widziane. Wiem że to żrty, ale przykro mi je znosić, z całej parafii ledwo 1/3 księży się na te święcenia wybiera, ale żarty robiąsobie tylko ze mnie. Odrzucam to szemranie, ale ono wraca jak czkawka.
A druga sprawa to moje podsypianie. Podczas mszy siedzą na wprost ludu i gdy zaczyna się homilia, zaczynam podsypiać, głowa opada. Walczą jak się da, ale słaby jestem , ciągle nie dotleniony – wciąż senny. Jakoś mnie to upokarza. Cieszę się z tych paru mszy wieczorem, gdy jestem sam przy ołtarzu a nie tylko gdzieś z boku, z ręką wyciągniętą. Wydawało mi się, że przez te 3 m-ce zapomniałem już jak mszę odprawiać.
Pociesza mnie to, że dziś w nocy (znowu) wstałem, by się modlić. Było trochę zmagania, ale w końcu wstałem. Modlitwa zawsze za An. i Ed., jest też wiele innych intencji.
8 XII 2013 – Dziś dużo spowiedzi, a mało księży, porozjeżdżali się na konwiwencje. Ppoł zaspałem i na Conrada dotarłem 17.05. Wyraźnie głuchnę (nie usłyszałem budzika). Rozmowa ot taka nijaka, ale dobre i to. Oni borykają się z kłopotami finansowymi. Mieszkanie w ruinie, że chce się płakać. A równocześnie wyraźna ich bezradność z radzeniem sobie z dziećmi. One nie są łatwe. Viki – mało kontaktowa, żyje w swoim świecie, dość agresywna wobec Davida. A on smutny, zamknięty w sobie. Myślę, że zbyt mało modlę się za nich. Ania zajmuje więcej uwagi.
9 XII 2013 – Senność totalna.
14 XII 2013 – Jednak moralizuję i sądzę totalnie. Byłem w aptece odebrać (zamówione) lekarstwo, ale poszedłem wcześniej, niby ramach spaceru i lekarstwa nie było. Obiecali na poniedziałek. Wracałem szemrząc. Obiecali (na sobotę), nie dotrzymali. Dobrze, że poszedłem nie czekając na telefon, bo te „ciumcie” z apteki nie zadzwoniłyby, że lek nie przyszedł itd. I w tym momencie Pan zrobił mi psikusa, zadzwonioo z apteki, że lek (jednak) przywieziono i jest do odbioru. I jak ja wyglądam?
Wstydź się Antek.
15-17 XII 2013 – to czas rekolekcji. Nic w tym czasie nie zapisałem. Była trema. Było poczucie, że Duch mnie niesie w ty głoszeniu. Byli ludzie, którym podobało się to co usłyszeli. Chwała Panu!
20 XII 2013 – Najtrudniejsze (w mojej posłudze) jest słuchanie spowiedzi. Język kołkiem staje, gdy wciąż mówię zaufaniu Jezusowi. Ludzie tego słuchają, ale co z tego wynika, to tajemnica.
23 XII 2013 – Jest we mnie coś zboczonego. Nie umiem rozmawiać, wychodzić do drugiego człowieka. Jeśli się ktoś na mnie otworzy, często potrafię odpowiedzieć pozytywnie. Ale sam wyjść na zewnątrz siebie nie. A jeśli ktoś jest krytyczny, blokuję się wewnętrznie, odpowiadam jakąś agresję (potem jest mi głupio).
24 XII 2013 – Dziś wigilia. Czas na adwentowy bilans. Byłem na wszystkich porannych jutrzniach i roratach z wyjątkiem jednego dnia gdy wróciłem z Bydgoszczy o 3 rano. Zacząłem Adwent od konwiwencji Ojcze Nasz. Mówiłem katechezę adwentową w Bydgoszczy. Głosiłem rekolekcje w parafii na Domaniewskiej. Odprawiałem msze i słuchałem spowiedzi. Wydaje się, że zrobiłem co było potrzeba.
Zakupiłem prezenty dla wnuków, mam nadzieję, że będą zadowolone. Konsultowałem z nimi lub ich rodzicami, marzenia. Może udało się je spełnić.
Wczoraj w parafii kolacja „wigilijna”, suta nad podziw. Nie do przejedzenia.
I jeszcze jedno. Umawiałem się z dziećmi i rodziną kiedy ich poodwiedzam. Od środy do niedzieli kalendarz szczelnie wypełniony. Toteż gdy w niedzielę popołudniu zadzwoniła do mnie Sy., proponując bym w drugi dzień świąt odprawił mszę dla bezdomnych, którymi się opiekuje, odpowiedziałem, że nie da rady. Terminy zajęte. Potem jednak pomyślałem, że to może Jezus do mnie puka? No i spojrzałem w kalendarz, znalazłem w ten czwartek okienko na 3 godziny i pojadę tam. Jak napisałem do Piotra, może to być inspirujące doświadczenie.